mimo choroby żyję normalnie justyna puchalskaNazywam się Justyna Puchalska, mam 30 lat, mieszkam we Wrocławiu z rodzicami. W 2006 roku ukończyłam Studium Fizjoterapii, a w 2011 roku Policealne Studium o specjalności Pedagogika opiekuńczo-społeczna. Mam ukończone kursy masażu I i II stopnia. Wykonywałam masaże u pacjentów w domu. Jestem instruktorem aquaaerobiku, również ze specjalizacją dla kobiet ciężarnych. Pracowałam w klubie fitness jako instruktor siłowni i aerobiku oraz masażystka. Byłam aktywną wolontariuszką w fundacji, prowadziłam pilates. Byłam bardzo sprawna fizycznie.


Moje zmagania z chorobą nowotworową rozpoczęły się w listopadzie 2009 roku. Miałam częste i coraz silniejsze bóle i kłucia głowy. Dolegliwości te zaczęły się nasilać coraz bardziej. Wstawałam rano już z bólem głowy.

Dzień rozpoczynałam od brania tabletek przeciwbólowych. Każde schylenie czy kucnięcie wywoływało kłucie i ból. Dodatkowo miałam częste zapalenia ucha środkowego. Potem zaczął pogarszać mi się wzrok, co objawiało się brakiem widzenia nawet z niewielkiej odległości. Z tego powodu trafiłam na badania specjalistyczne do okulisty.

Po wykonaniu badań dna oka i ciśnienia śródczaszkowego, okazało się, że mam zbyt wysokie ciśnienie śródczaszkowe i wylew na tarczach ocznych. To były bardzo złe objawy. Dostałam skierowanie na cito do szpitala na neurologię. Trafiłam do Szpitala Wojskowego  przy ul. Weigla. Przeszłam tam szereg badań i usłyszałam diagnozę – guz w okolicy szyszynki, tzw. szyszyniak naciekowy.


Po diagnozie raka mózgu

Po zdiagnozowaniu przyczyny moich problemów zdrowotnych byłam leczona sterydami. Lekarze powiedzieli moim rodzicom, że w tym szpitalu nie operuje się takich guzów. Do wyboru był szpital w Bydgoszczy lub Warszawie.

Na szczęście okazało się, że nowy Akademicki Szpital Kliniczny we Wrocławiu  przy ul. Borowskiej posiada odpowiedni sprzęt, którym można było przeprowadzić moją operację. Po konsultacji  rodziców z profesorem na neurologii w tym szpitalu została podjęta decyzja o operacji i przewiezieniu mnie do tego szpitala na Oddział Neurochirurgii. Na tym oddziale przeleżałam prawie  rok. Spędziłam tam święta Bożego Narodzenia. Pierwszy raz poza domem.

W tej chwili jestem po czterech operacjach głowy. Wszystkie odbyły się właśnie w szpitalu przy ul. Borowskiej. Po zakończeniu leczenia doraźnego zostałam skierowana na radioterapię  do Dolnośląskiego Centrum Onkologii przy pl. Hirszfelda. Tam miałam cykl naświetlań. Po zakończonej radioterapii przez rok nic się nie działo. Rak dał mi spokój. Ale po roku okazało się, że mam wznowę choroby. Pojawiła się zmiana, która znowu zaczęła mącić w mojej głowie. To właściwie resztka po poprzednim guzie, którą lekarze określają jako guz resztkowy. Resztka, która się powiększyła i powstały nacieki w nowych miejscach. W tej chwili jestem leczona chemioterapią w Dolnośląskim Centrum Onkologii. Jeżdżę co trzy miesiące na badania kontrolne. Poprawa następuje, ale bardzo powoli.

Po zdiagnozowaniu choroby przeżyłam szok.

Bardzo się bałam i nie wiedziałam, co dalej ze mną będzie.

Guz mózgu. Obawiałam się bardzo operacji. Zadawałam sobie pytania. Jak ja będę funkcjonować po operacji? Czy będę mogła normalnie żyć? Czy ja, osoba, która prowadziła aktywny tryb życia, będę nadal sprawna fizycznie i psychicznie? To było najgorsze. Te wszystkie złe myśli długo nie dawały mi spokoju.


Operacje się udały

W chwili obecnej nie mogę być tak aktywna jak przed operacją. Jednak staram się funkcjonować w miarę normalnie. Duża aktywność fizyczna nie jest dla mnie jeszcze wskazana. Ćwiczenia rozpoczęłam od spacerów. Teraz dołączyłam do nich kijki, czyli  nordic walking, ten ruch jest dopuszczalny. Zaczęłam też chodzić na jogę dla pacjentów onkologicznych. To wspaniały relaks i forma ruchu, który jest dla mnie bardzo przydatny. Zapisałam się do Stowarzyszenia „Różowe Okulary”. Tam właśnie chodzę na jogę. Uczestniczę też w miarę możliwości i sił w różnych warsztatach i spotkaniach. Poznałam tam bardzo wiele osób – pacjentów onkologicznych. Ciekawych i wspaniałych ludzi.

Wszyscy się bardzo wspieramy. Przychodzą tam osoby w różnym wieku. Wszyscy mówią sobie po imieniu. Bo nie jest ważne ile kto ma lat, jakie ma wykształcenie, gdzie mieszka. Wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji życiowej. Każdy z nas przeżył to samo i dlatego rozumiemy się nawzajem.


Cały czas walczę z chorobą. Nie poddaję się.

Sił do walki dodaje mi cała moja rodzina. Oni od początku są ze mną i mnie wspierają. Najwięcej radości dostarcza mi moja mała bratanica. Ta malutka istotka wprowadza radość i pogodę ducha  w moje życie. I to jest głównym motorem do walki z chorobą Ważne są dla mnie też modlitwa, wiara oraz plany na przyszłość i spełnianie moich marzeń, z których mimo choroby nie zrezygnowałam. W zeszłym roku miałam takie małe marzenie, żeby pojechać do Lichenia, bo zawsze chciałam tam pojechać, tylko nie miałam z kim. I to marzenie się spełniło. Akurat w zeszłym roku Stowarzyszenie zorganizowało wyjazd do Lichenia, w którym na szczęście mogłam uczestniczyć. Po leczeniu sterydami i chemioterapią występują skutki uboczne. W tej chwili nie mam włosów, które wypadły oraz znacznie przybrałam na wadze. Na początku było to problemem, ale teraz się nie martwię. Przecież włosy odrosną.

Stowarzyszenie, do którego należę, wydaje  informator dla pacjentów onkologicznych. Zaproponowano mi udział w sesji zdjęciowej. Fotografie zostaną wykorzystane w części poświęconej poradom profesjonalnej wizażystki. Z początku miałam pewne opory, bo zamysł był taki, że na początku ma być moje zdjęcie bez włosów i makijażu. A potem moje wizerunki  po różnych metamorfozach. Nie mogłam sobie wyobrazić, że pokażę się bez włosów. Wiadomo, że dla każdej kobiety brak włosów jest dużym problemem. Zdecydowałam się jednak wziąć udział w tym projekcie. Informator ma mieć tytuł „Mimo choroby żyj normalnie”. A ja właśnie chcę żyć normalnie i chcę pokazać wszystkim kobietom, że przy odpowiednio dobranej fryzurze i makijażu można wyglądać atrakcyjnie. Wystąpiłam w tym projekcie, co pozwoliło mi przełamać moje słabości i brak wiary w siebie.

Uwierzyłam, że mimo choroby można jeszcze spełniać swoje marzenia. Nie jest ważne, jak się wygląda. Bo wygląd można poprawić. Ważne kim jesteśmy i co chcemy w życiu osiągnąć.  Ja będę robić wszystko, żeby wyzdrowieć i spełnić swoje marzenia.

Justyna Puchalska

 

Artykuł jest fragmentem informatora „Mimo choroby żyj normalnie” wydanego przez Stowarzyszenie Pomocy Chorym Onkologicznie „Różowe Okulary” w 2012 roku.