Marzena Erm: „W lutym 2011 r. zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy układu chłonnego – Chłoniak Hodgkina zwany też ziarnicą złośliwą. Przebiegła złośnica znalazła dla siebie gniazdko tuż koło mojego serca i czując się źle w obecności tak potężnego organu zapragnęła być równie wielka. W sprzyjających warunkach ciepła, pokarmu i bezpieczeństwa za klatką żeber – wzrosła do swojego wymarzonego rozmiaru S jak serce i stała się równie wielka i pulsująca życiem. Wówczas, w wieku 23 lat, moje życie nagle się zatrzymało, wyhamowało swój pęd. Wszelkie inne sprawy, które wydawały mi się ważne, straciły zupełnie na znaczeniu.

Po zdiagnozowaniu choroby zaczęły się pobyty w szpitalach. Chemioterapia, jedna, druga, następna. Świadomość tego, że w każdej chwili może nadejść koniec. Wreszcie pogodzenie się z myślą, że ciało ma swój okres przydatności, że życie ludzkie nie będzie trwać w nieskończoność. Kiedy człowiek znajduje się w stanie zagrożenia życia, każdy przeżyty dzień jest małym zwycięstwem.

Przeważnie ludzie tego typu rozważania odkładają do emerytury i nie myślą o nich mając dwadzieścia kilka lat i masę czasu do wykorzystania. Teraz wiem, że zawsze trzeba być w gotowości, że nasz czas może nadejść szybciej, niż nam się to wydaje.

ZAJRZYJ: HISTORIE PACJENTÓW ONKOLOGICZNYCH

Marzena Erm – moja walka z rakiem

Choroba nowotworowa to ciężka walizka, którą ciągniemy za sobą i która spowalnia nasze kroki, ale sami możemy zdecydować, co z niej wyrzucić, aby było nam lżej. Tylko czego się pozbyć? Co może przydać się na drogę? Złość? Wygórowane ambicje? Poczucie bycia skrzywdzonym? Raczej nie. Wyrzucam. Zostawiam za to: wyrozumiałość dla siebie i świata, okulary, żeby widzieć ostro cel swojej drogi, bystre spojrzenie, żeby nie przegapić żadnego powodu do radości, wdzięczność za to, że jestem, że są moi bliscy, za każdy dzień, kiedy budzę się bez bólu. Biorę ze sobą tylko to, co pomoże mi przebiec maraton trudności. O, jeszcze czekolada.

Teraz wszystko nabiera innego wymiaru. Zmieniła mi się zupełnie moja hierarchia wartości. Znajduję czas na to, co kiedyś nie było tak dla mnie ważne. Bo przecież zawsze można odłożyć spotkanie, rozmowę, chwile bliskości z najbliższymi, zawsze jest na to czas. Często ludzie mówią – kiedyś się spotkamy, kiedyś to znaczy kiedy? Teraz świadomie decyduję o tym, co robię z czasem, który mi jest dany. Staram się więcej przebywać z przyjaciółmi, rozmawiać z nimi, słuchać ich. Doświadczyłam też dużo ciepła od rodziny. Wcześniej tego nie doceniałam. Dzisiaj „wyścig szczurów”, w którym brałam udział dla mnie nie istnieje. Nie liczy się kiedyś, liczy się teraz.

ZOBACZ: PIERWSZE OBJAWY RAKA

Marzena Erm: nowotwór zmienił moje patrzenie na życie

Moja choroba pozwoliła mi również zmienić moje relacje z Bogiem. Stałam się religijna. Pewnego dnia leżąc w szpitalu, odczuwając ogromny ból, pomyślałam, że nie chcę odejść nieprzygotowana z tego świata. Ksiądz, którego spotkałam okazał mi wiele miłości i wsparcia. To również dzięki niemu przetrwałam najtrudniejsze chwile.

Mam 25 lat i bez chwili wahania mogę powiedzieć, że wszystko, co najlepsze w życiu spotyka mnie teraz. Od ludzi otrzymuję wiele wsparcia, ciepła, pomocy. Jest mi to bardzo potrzebne, zwłaszcza, że toczę walkę z choroba, walkę z czasem. Obecnie rak jest na etapie remisji, tzn. w ostatnim badaniu niewidoczne były komórki rakowe, co nie znaczy, że ich tam nie ma w ogóle i że pożegnałam się już z chorobą. Moje szansę na całkowite pokonanie choroby wzrosną, kiedy otrzymam lek, który jest bardzo skuteczny. Wiem, że nie daje on gwarancji 100 proc. wyleczenia, ale jest najskuteczniejszym z obecnie znanych.

Wszystko wydawałoby się proste, gdyby nie to, że koszt kuracji wynosi bagatela… 200 tys. zł. Dla mnie są to horrendalne pieniądze. Ale nie poddaję się. Moi przyjaciele są ze mną. Mateusz, kolega ze studiów, wylicytował swój wolny czas na jednym z portali. Dzięki niemu i wielu innym osobom udało mi się zgromadzić już 40 tys. zł, czyli tyle, ile wynosi koszt jednej dawki leku. Nie mogę jednak go zażywać, dopóki nie uzbieram całej kwoty na terapię. Lekarze muszą mieć pewność, że przyjmę wszystkich pięć dawek w odstępach trzytygodniowych. I jest jeszcze jeden szczegół. Najlepiej lekarstwo brać w czasie remisji choroby. Jak długo ona potrwa – nie wiadomo. Musimy być szybsi niż czas, który został mi dany. Jeżeli nie uda się zebrać w sumie 200 tys. zł a choroba powróci, mogę pozostać bez szans na wygranie z nią.

Dziękuję za wsparcie wszystkim, którzy mi je dają. Wasza pomoc jest dla mnie wielką szansą. Jeśli uda mi się uzbierać pieniądze na leczenie i będę mogła oficjalnie rozstać się z rakiem, będę miała czas na realizację swoich planów. W przyszłości chciałabym współpracować z fundacją wspierającą ludzi chorych na raka. Myślę również o pracy w agencji PR-owskiej. Moją pasją jest też fotografowanie i pisanie. Jestem teraz na etapie pisania książki o swojej walce z chorobą. Mam nadzieje, że ostatni rozdział będzie opisywał koniec zmagań z rakiem, że wezmę z nim rozwód. Mam też zamiar dokończyć studia na kierunku animacja społeczno-kulturalna.

Cieszę się piękną wiosną i wsparciem osób, które są ze mną. Zawsze uważałam, że świat jest dobry. To, co spotyka mnie w ciągu ostatnich dni jest tego potwierdzeniem. Mogę powiedzieć, że ostatnio upijam się życiem i staram się go jak najlepiej wykorzystać.”

Marzena Erm prowadzi bloga RAKiJA, czyli jak upijam się życiem.

PRZEJDŹ DO: NAJNOWSZE INFORMACJE