Na rynku wydawniczym ukazało się wznowienie debiutanckiej książki Magdaleny Szelągowskiej Damy radę, Mamo!. Nakładem wydawnictwa SOLO you&me otrzymaliśmy poruszającą i pełną miłości opowieść o relacji matki i córki w obliczu zmagań z nieuleczalną chorobą.
Książka Damy radę, Mamo! to prawdziwa historia napisana przez córkę pacjentki. Jest wzruszającą, ale pogodnie ujętą opowieścią o życiu, w którym nagle trzeba sobie poradzić z ciosem, jakim jest rak. Jest to zapis pięknej relacji pomiędzy dwiema ważnymi dla siebie kobietami. Jest dorastanie do kolejnych etapów i zmian, jakie niesie ich życie. Jest próba znalezienia sposobów na każdy dzień: sensu w tym co się dzieje, praktycznego rozwiązania, a czasem odrobiny uśmiechu. Czytając: rodzina bohaterki staje się naszą rodziną – bliską, bo prawdziwą i szczerą w tym, co przeżywa.
Autorka z wykształcenia jest psychologiem – choć w żaden sposób nie daje tego odczuć w swojej książce. Nie używa medycznych pojęć, nie udziela mądrych rad. Przechodzi trudną sytuację jak zwyczajny człowiek. Kim jest dziś? Założycielką firmy Instytut Relacji i Standardów (www.e-iris.net) – w której jako certyfikowany Trener Biznesu z sukcesem wspiera inne firmy w podnoszeniu jakości obsługi Klientów. W związku z tym, że jakość i biznes to jej pasja – napisała książkę także o tej tematyce: Od standaryzacji obsługi po rekomendację Klienta. Wspólnie z mężem prowadzi firmę SOLO you&me (www.solo.waw.pl), której celem jest… spełnianie marzeń. Jako mama dwójki nastolatków – ma już czas na marzenia i na to, by aktywnie po nie sięgać. Kocha pisać, czytać, podróżować i wszystkim mówi, że życie jest zbyt krótkie, aby… nie żyć!
Książkę Damy rade, mamo! można nabyć na dedykowanej stronie www.magdalenaszelagowska.pl. Każdy zakupiony egzemplarz zostanie zaopatrzony autografem autorki.
KSIĄŻKA DAMY RADĘ, MAMO! – FRAGMENT
Dziewczyna jakich tysiąc. Ma dom, dzieci, męża, pracę, przyjaciół, hobby, marzenia… oraz historię, którą postanowiła się podzielić. Magdalena została postawiona przed największym życiowym zadaniem – szukania ratunku dla mamy chorej na raka piersi oraz siły przetrwania dla siebie.
Ona i ja
Ona – Z zawodu nauczycielka. Z natury anioł. Ciepła, serdeczna, opiekuńcza, pogodna. Wyjątkowa poprzez codzienne ludzkie gesty: ugotować obiad chorej sąsiadce, ustąpić miejsce w autobusie, pomóc nieść zakupy, pogłaskać po głowie szkolnego urwisa. Ze zdziwieniem odbierająca zawodowe sukcesy. Wrażliwa i skromna. W oczach innych charyzmatyczna – we własnych wciąż niedoskonała. Nieustannie zabiegana. Zawsze chętna, zawsze gotowa, zawsze uprzedzająca czyjeś potrzeby.
I zawsze zdrowa.
Ja – Z wykształcenia psycholog. Z zawodu pracownik korporacji. W oczach Mamy ta, której się wszystko udaje – żyjąca szybciej, odważniej, bardziej nowocześnie. Z pozoru silna i przebojowa, ale tuż pod skórą dziedziczka matczynej (nad)wrażliwości.
Pewnego dnia postawiona przed największym życiowym zadaniem: szukania ratunku dla niej i siły przetrwania dla siebie.
Tak blisko byłyśmy tylko dwa razy: przez pierwsze dziewięć miesięcy, kiedy nosiła mnie pod sercem i przez ostatnie dziewięć, kiedy wiedziałyśmy, że umiera.
ROZMOWA Z MAGDALENĄ SZELĄGOWSKĄ, AUTORKĄ KSIĄŻKI DAMY RADĘ, MAMO!
Zwrotnik Raka: Jak rozumiem książka powstała z pewnej perspektywy czasowej, już po odejściu Mamy. Kiedy po raz pierwszy pojawił się pomysł, aby podzielić się tą historią szerzej?
Magdalena Szelągowska: Inspiracją do tego, aby spisać tą historię byli… moi współpracownicy, z ówczesnej firmy. Tylko nieliczni wiedzieli, przez co przechodzę. Jak wyglądają moje przerwy obiadowe, czy popołudnia – bo chwile te spędzałam z Mamą. Starałam się, aby nie było po mnie widać tego, co było tak bardzo osobiste: bólu, strachu, bezradności… Gdy zmarła: pojawiły się pytania o to, jak udało mi się to wszystko przejść tak godnie i tak pogodnie. Zaczęli przychodzić do mnie ludzie, czasem obcy, którym ktoś o mnie powiedział – prosząc, abym opowiedziała swoją historię – bo szukali w niej siły dla siebie. Wtedy stało się dla mnie jasne, że takich ludzi jak ja jest więcej. Takich rodzin, do których wtargnęła choroba każąc sobie z tym radzić kompletnie nieprzygotowanym na to osobom. Uznałam, że jeśli tyle osób mnie pyta „jak?” – to spiszę tę swoją opowieść. Nie dlatego, abym znała na to pytanie odpowiedź, ale dlatego aby podzielić się, jak ja próbowałam dać sobie radę…
ZR: Mówi się, że na raka choruje nie tylko pacjent, ale też jego bliscy. To wyzwanie dla rodziny: nie tylko medyczne, ale emocjonalne, logistyczne, finansowe. Co Pani zdaniem było i jest szczególnie ważne w takim mądrym i dobrym towarzyszeniu bliskiej osobie? Na co zwrócić uwagę? Jak się w tym wszystkim odnaleźć i „dać radę”?
MS: Myślę, że dla mnie były dwie takie rzeczy. Jedną z nich był czas. Czas poświęcany Mamie na to, aby razem być. Na rozmowę, na realizację małych niespodzianek, na zwykłą obecność. Miałam bolesną świadomość, że ten czas się już tylko odlicza. Choć przecież każdego dnia, nam zdrowym, też się odlicza! Choroba jednak nie pozawala o tym zapomnieć. Dlatego jeśli mogę komuś cokolwiek radzić, to aby ofiarować bliskim swój czas. Drugą taką rzeczą, wg mnie jest naturalność i humor. Nie na siłę, bo czasem łzy kręcą się same. Ale aby starać się te dni, które są, czynić normalnymi. Aby nieustająco nie rozpamiętywać choroby. Aby ona nie nadawała dodatkowego ciężaru każdej minucie. Ale, aby żyć „pomimo” choroby. Eksponować to, co danego dnia jest dobre. Szukać powodów, dla których warto się uśmiechnąć. I nazywać to. Bo myśli osób chorych są uwikłane w ich nieszczęście. Jak coś nazwiemy – to zaczyna to być obecne. Chodzi o to, aby odrywać myśli od strachu i przekierowywać na coś, co daje choć trochę pozytywnej energii.
ZR: W dzisiejszych czasach wiele osób postanawia założyć bloga, Panie zdecydowała się jednak na klasyczną książkę. Dlaczego?
MS: Och, odpowiedź jest banalnie prosta: ja po prostu kocham książki! Ich zapach, dotyk, szelest kartek! Od kiedy pamiętam nie umiałam przejść obojętnie obok księgarni – co zostało mi do dziś. Było więc dla mnie naturalne, że jeśli mam coś pisać, to musi mieć tą postać, którą tak osobiście cenię. Książka to od zawsze mój towarzysz – bardzo chciałam, aby taki „namacalny towarzysz” pomagał ludziom, którym wydaje się, że w swoim nieszczęściu są sami.
ZR: Diagnoza choroby nowotworowej to wielkie przeżycie dla pacjenta, ale również dla jego rodziny i bliskich. Czy pisanie było dla Pani formą pomocy w przepracowaniu trudnych doświadczeń? Czy pisanie było Pani bliskie już wcześniej?
MS: Gdy zasiadłam do pisania nie myślałam o tym, co ono da mnie – byłam skupiona na tym, aby jak najwięcej dać czytelnikom. Jak najwierniej przekazać co się działo, co czułam, jak układały się zdarzenia. Ale prawdą jest, że w trakcie zdałam sobie sprawę, że nazywanie tego, co się zdarzyło i utrwalanie tego na kartkach – uwalnia moją pamięć. Że już jest miejsce, w którym ta historia jest i że nie musi to być moje serce, głowa, dusza. Nieświadomie mi to pomogło, choć wydawało mi się, że jestem niezmiernie dzielna. Co do drugiej części pytania: zawsze uwielbiałam formy pisemne. Może dlatego również w ramach mojej pasji zawodowej – jest nią jakość obsługi Klienta – napisałam drugą książkę? J (red.: „Od standaryzacji obsługi po rekomendację Klienta”). A teraz planuję radosną powieść na kobiecą półkę – aby można się w niej nie tyle wzruszać, co śmiać do łez.
ZR: Gdzie można kupić Pani książkę i jak można się z Panią skontaktować?
MS: Książka jest dostępna na mojej stronie magdalenaszelagowska.pl – do każdego egzemplarza dołączam autograf 🙂 Poprzez tą stronę można wysłać do mnie również prywatną wiadomość. Książka zmusiła mnie także do założenia Facebooka – jestem więc dostępna także tam 🙂 Wszystkich, którzy mają ochotę do mnie napisać: serdecznie zapraszam. Mimo trudnych doświadczeń opisanych w książce jestem dziś radosną kobietą spełniającą marzenia i nieustająco powtarzam, że życie jest mądre i wynagradza złe chwile.
Damy radę, Mamo! – książka Magdaleny Szelągowskiej, opracował JG, źródło: materiały prasowe