Autorem poniższego opracowania Jak umiera ciało człowieka jest Ksiądz Jan Kaczkowski. W swoim tekście – bazując na wieloletnim doświadczeniu pracy duszpasterza w hospicjum dla chorych na raka – opisał jak wyglądają ostatnie godziny przed śmiercią.
Ksiądz Jan Kaczkowski był doktorem teologii moralnej, bioetykiem, wykładowcą UMK w Toruniu, założycielem i prezesem puckiego Hospicjum pod wezwaniem św. Ojca Pio.
Jak umiera ciało człowieka
„Na dwa, trzy dni przed śmiercią skóra zaczyna inaczej odbijać światło, szczególnie w ciągu dnia. Z miękkiej, sprężystej staje się woskowa i sztywna. Zdecydowanie wyostrzają się rysy. Szczególnie nos, na jego środku pojawia się podłużne zagłębienie.
Przytomne osoby cały czas są ruchliwe, zachowują się jakby za kilkadziesiąt godzin nie mieli umrzeć – porządkują rzeczy, rozmawiają, jak gdyby nic się nie działo, jakby nie zauważali, że ich ciało powoli się zmienia.
Z pacjentami spotykam się przez kilka, czasami kilkanaście dni, odwiedzam ich kilka razy dziennie. Jednym z najtrudniejszych momentów jest chwila, gdy zauważam bruzdę na nosie. Wtedy wiem – to już czas. I często zastanawiam się, czy oni też to już wiedzą. Wydaje mi się, że nie. Mimo tego, że zdają sobie sprawę ze swojego stanu i intelektualnie pogodzili się ze swoim losem. Czym innym jest spodziewać się śmierci, nawet bliskiej aniżeli uświadomić sobie w poniedziałek rano, że umrę w środę, koło południa.
ZOBACZ WIĘCEJ: OBJAWY BLISKIEJ ŚMIERCI
Objawy nadchodzącej śmierci
Na kilka godzin przed śmiercią aktywność ogranicza się już tylko do obrębu łóżka, poprawiania kołdry, sięgania po komórkę, układania poduszki, szukania wygodnej pozycji. Spojrzenie człowieka staje się nieobecne, czasami wzrok zawiesza się w niewiadomym, odległym punkcie. Oczy stają się szkliste. Umierający są w stanie normalnie rozmawiać, ale ich głos jest spowolniony, znika melodyczność – ton robi się jednostajny. Wtedy muszę być bardzo uważny i skupić się na tym, co mówią umierający.
W strumieniu słów przeplatają się zwykłe informacje (jaki to dzień tygodnia, kto był mnie odwiedzić, co jadłem) z ważnymi wyznaniami – pojawia się świadomość nadchodzącej śmierci, chorzy mówią o Bogu, o swoim lęku. Czasem opowiadają o odwiedzających ich bliskich zmarłych, którzy stają się dla nich realni na równi z żywymi. Jakby w momencie śmierci dwa światy: żywych i umarłych naturalnie się przenikały. W ciągu ostatnich kilku godzin życia człowiek staje się spokojny, poddaje się naturalnemu biegowi rzeczy.
Pierwsze zmieniają kolor paznokcie, a gdy dłonie i stopy sinieją, i stają się chłodne, oznacza to, że do końca zostało nie więcej niż dwie, trzy godziny. Wtedy umierający przeważnie traci świadomość, jeśli nie – to jest tylko w stanie odpowiadać przecząco lub twierdząco, czasem tylko ruchem głowy. Powieki opadają lub bywają półprzymknięte. Tylko pojedyncze osoby umierają z pełną świadomością – mówią ważne dla siebie rzeczy aż życie z nich uleci.
A gdy już nadejdą ostatnie chwile, oddech staje się coraz płytszy, człowiek przypomina rybę wyjętą z wody – łapie powietrze ustami. Mogą się zdarzyć nawet kilkunastosekundowe bezdechy. Mówi się, że wydaliśmy ostatnie tchnienie, ale to jest raczej wdech bez wydechu. Serce staje i przez cztery minuty obumiera mózg. Wtedy całe nasze ciało jeszcze przez kilkadziesiąt sekund jak gdyby ostatkiem sił próbowało złapać oddech. Potem nie dzieje się już nic. To koniec. Cisza i kompletny bezruch.
Trudno jest wtedy zrozumieć, że człowiek nic nie czuje, właściwie każdy obchodzi się z ciałem delikatnie, jakby żyło. A ono zaczyna bardzo szybko się zmieniać. Wprawdzie było woskowe, ale w ciągu pięciu minut po prostu zastyga. Staje się sino-szare i ewidentnie chłodne – temperatura organizmu dopasowuje się do temperatury otoczenia. Zgodnie z prawem ciążenia, krew, która nie jest już pompowana – opada, na plecach lub boku pojawiają ciemne wybroczyny – plamy opadowe. Jeszcze wtedy ciało jest nadal miękkie, za kilka godzin zesztywnieje. Potem trudno już zgiąć rękę lub rozprostować palce.
ZOBACZ: JAK TOWARZYSZYĆ UMIERAJĄCEMU
Jeśli ktoś nie może skonać, zapalam gromnicę, którą wkładam w dłoń umierającego i modlimy się litanią do patrona dobrej śmierci – św. Józefa lub do Wszystkich Świętych. Odmawiamy także Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Te modlitwy zazwyczaj pomagają odejść.
Nawet jeśli ktoś ma wątpliwości co do istnienia Pana Boga i rzeczywistości nadprzyrodzonej, to dla mnie proces umierania – a także to, że ktoś kilkanaście minut wcześniej był integralną osobą, która żałowała, kochała, modliła się, czyli ewidentnie była i żyła – nie kończy jej istnienia. Teraz, gdy przestało bić serce, miałoby go nie być? Tak po prostu? W odstępie kilkunastu minut? Dla mnie fakt ustania pracy organizmu nie jest dowodem na to, że człowiek przestał istnieć. Zawsze mówię pacjentom, że trzeba przeżyć własną śmierć – to jest zwycięstwo duszy nad ciałem.”
Ja umiera ciało? Ksiądz Jan Kaczkowski, źródło: portal DEON.pl i Laboratorium Więzi
PRZEJDŹ DO: OPIEKA PALIATYWNA
Księdza Jana już z nami nie ma.. ale jego świadectwo i mądrość pozostały.. Bardzo mocny, ale i sugestywny tekst. Dziekuję
2-3 godziny… Chciałabym. W rzeczywistości to było 25 minut…
u nas akurat były to 2 -3 godfiny
Chciałoby się powiedzieć zazdroszczę… Zdążyłabym dojechać. A może to już nie miało znaczenia, kto to wie…? Bardzo współczuję.
Bliskie osoby często umierają właśnie pod nieobecność najbliższych, wystarczy na chwilę się oddalić. Ostatnio mój kolega cały czas był przy Mamie, a gdy wyszedł do kuchni, Mama zmarła. Pewnie tak było najlepiej. Ks. Jan mówił, że często bliscy nie pozwalają odejść bliskiej osobie. Tak bardzo o nią dbają, że ona nie może odejść. Dlatego może czasem nasi bliscy wybieraja właściwy dla siebie moment. Albo ktoś (Bóg) decyduje za nas.
W niedzielę zmarła moja mama w wieku 67 lat,dzwoniłem do niej o godz 13.40 i rozmawiałem przez komórkę,a oko godz 17.30 zmarła
Tak właśnie jest. Też nie mogę pogodzić się, że nie było mnie przy mamusi… Zawsze z nią byłam. Byłam blisko. Jak gdzieś jechałam to zawsze bałam się żeby nic się nie stało, zawsze pierwsze słowa gdy wchodziłam do domu to mamo… I mama umarła w szpitalu, bez bliskich osób obok. Byłam późnym wieczorem a rano nie zdążyłam… Byłam 5 minut za późno. Gdybym tylko mogła być w nocy przy niej ale nie pozwolili. Może byłam za mało stanowcza… Dziś nie wiem już nic. Strasznie żałuję, że nie byłam obok. Nie mogłam się pogodzić, że mamusia zachorowała i może nie chciała… Czytaj więcej »
Proszę się nie obwiniać, na pewno Pani nie zawiodła. Pani Mama z pewnością czuła się kochana i odeszła spokojna. Ja sama ponad miesiąc temu pożegnałam członka rodziny i choć było to dość niespodziewane, to do dziś czuję pustkę i żal do siebie, że tego ostatniego dnia nie spędziłam z nim wystarczająco dużo czasu. Gdybym wtedy była na miejscu, może byłoby inaczej? Czy „przed” dałam z siebie wszystko? Jednak buduje mnie myśl, że koniec już nastąpił, a my daliśmy tej osobie z siebie wszystko, co najlepsze. Wszystko, co w naszej mocy. Jeśli Pani Mama odeszła w oczekiwaniu na Pani przybycie to… Czytaj więcej »
Mnie brakło 5 godzin … ;( byłam u Mamy w niedzielę, miałam być w środę około południa. Parę minut po 8 był telefon, Mama zmarła o 7.30. Mija 3 tygodnie od śmierci a ja nie mogę sobie darować tych kilku godzin…
Minęło 7 miesięcy, a ja w dalszym ciągu nie rozumiem jak mogłam tak zawalić, że mnie tam nie było… Czy można to sobie w ogóle kiedykolwiek wybaczyć?
Tak miało być. Będzie dobrze:)
Moja córeczka Agusia zmarla w szpitalu 18.12.2022. o godz. 8.18. Chorowała od urodzenia, zespół Angelmana, niewydolność nerek, miała sporo chorób,niepełnosprawności. Miała 24 lata i 10 miesięcy. Po dializie nie wróciłyśmy do domy, lecz do szpitala.Cisnienie spadło dramatycznie.W nocy miala zimne rączki i nóżki,nie mogłam ich rozgrzać. Lekarka chyba wiedziala że to się dzieje.Pozwolila odejść mojej córce, a mnie nikt nie powiedział że to już, nikt nigdy nie mówił jak to może przebiegać. Jedynie że jest bardzo ciężko chora i każdy dzień jest cudem. Ciężko mi bez mojej Agusi, chociaż czuję ulgę że nie cierpi. Faktycznie to były 3 godziny. Nie… Czytaj więcej »