Prezentujemy historię choroby oraz wywiad z Magdaleną Rumińską – stomiczką, która wzięła udział w sesji „Stomia to symbol zwycięstwa” razem z aktorką Marianną Kowalewską. Sesja fotograficzna została zrealizowana dla Fundacji Stomalife i marki bielizny Tutti. Jej celem jest pokazanie, że kobiety ze stomią powinny czuć się kobieco i pięknie.

Ta sesja daje mi sposób i okazje do wyrażania siebie. Choroba bardzo wiele zmieniła w moim życiu i dała mi chyba tyle samo co zabrała. Zabrała mi dwanaście lat życia, ale dała mi niesamowitą pewność siebie i przekonanie, że jestem twardą laską. Teraz jestem z pewnością lepszą wersją samej siebie. Na pewno bardziej świadomą swego ciała. Myślę, że obnażając się podczas sesji i podejmując takie ryzyko mogę coś zmienić.

Chciałabym pokazać, że każda z nas jest inna i wyjątkowa. Nasze historie, historie dziewczyn biorących udział w sesji różnią się od siebie – różnimy się chociażby długością choroby i tym, co każda z nas przeżyła, ale jedno nas łączy – mamy w sobie tyle siły, że możemy góry przenosić.

Przeszłam bardzo długa drogę do samoakceptacji. W pewnym momencie nawet brzydziłam się swojego ciała. Dziś mogę z całą świadomością powiedzieć, ze kocham siebie całą. I chciałabym wszystkim dziewczynom, które mogą mieć wyłonioną stomię na własnym przykładzie pokazać, że można się z tym pokochać i można z tym żyć. Żyć naprawdę wspaniale. Na wieść, że zakwalifikowałam się do sesji z Marianną i Tutti, zaczęłam krzyczeć z radości. Wiedziałam, że to jest moja okazja do tego, żeby powiedzieć coś światu. Żeby pokazać siebie taką, jaką naprawdę jestem. Bo każdy z nas na co dzień nosi jakąś tam maskę, coś tam ukrywa. A ja już nie chce się ukrywać – mówi Magdalena Rumińska z Rypina (od 14 lat mieszkająca w Toruniu).

ZOBACZ: STOMIA JELITOWA

Stomia to symbol zwycięstwa” z Marianną Kowalewską

Stomia to symbol zwycięstwa – historia Pani Magdaleny

Stomię mam od prawie dwóch lat, ale historia choroby sięga aż 2006 roku kiedy zaczęłam studia, zmieniłam miasto, otoczenie i dietę. Wtedy też zaczęły się zaparcia na zmianę z biegunkami. Zrzucałam to wszystko na zmiany w życiu i nie przejmowałam się tym. Z czasem choroba coraz częściej dawała o sobie znać. Długie minuty spędzane w toalecie stawały się coraz większym problemem. Mimo to, nieświadoma zagrożenia, ignorowałam to aż do momentu, kiedy pojawiły się krwawienia. Pech chciał, że krwawić zaczęłam w roku mojej obrony, kiedy też podjęłam pierwszą pracę. Wydawało mi się, że zdrowie może poczekać…

Na pierwszą kolonoskopię trafiłam kiedy krwawienia dochodziły do około szklanki krwi dziennie. Zaczęła się długa i nierówna walka. Wstępne rozpoznanie brzmiało: colitis ulcerosa. Początkowo zaordynowano mi wszystkie standardowe leki, ale nie przynosiły ulgi. Lekarze się poddawali, a leczyłam się m.in. w Bydgoszczy i Poznaniu.

W końcu, w 2015 roku trafiłam na lekarza, który – jak się wydawało – odnalazł przyczynę mojego cierpienia – wgłobienie jelita. Okazało się, że mięśnie trzymające moje jelito się poddały, a jelito się zapadło. Szybko zrobiono mi resekcję esicy i miało to raz na zawsze zakończyć mój problem. Jak się potem okazało, ulga trwała tylko miesiąc. Potem wszystko – ból, krwawienia i biegunki wróciły. Do tego na bliźnie pooperacyjnej zadomowił mi się bliznowiec – miałam już nigdy nie pokazywać brzucha, bo wyglądało to… mało estetycznie.

Byłam zmęczona i wściekła na samo brzmienie słowa „lekarz”. Nie mogłam na siebie patrzeć. Znienawidziłam własne ciało za to, co przechodziłam. Przechodząc obok lustra, nieważne – ubrana czy nie – odwracałam wzrok. Często płakałam kiedy nikt nie widział. Czułam się więźniem własnego ciała. Wtedy koleżanka przekazała mi numer do kolejnego lekarza. Powiedziała, że jak będę gotowa, to skorzystam. Postanowiłam podjąć ostatnią próbę. Lekarz okazał się być cudownym, ciepłym człowiekiem, który na pierwszej wizycie powiedział mi, że “tak długo jak będę miała siłę walczyć, on będzie walczyć ze mną”.

Co zabawne, do tamtej pory nie miałam diagnozy i do dziś jej nie mam. Objawy miałam jak przy CU, ale wyniki histopatologii dawały obraz charakterystyczny dla Crohna. Dzisiaj lekarze stoją na stanowisku, że jest to mutacja CU albo po prostu trzecia – nieopisana jeszcze choroba zapalna jelit (jak już być wyjątkową to z przytupem, co?).

Leczyłam się eksperymentalnie. Leki troszkę łagodziły krwawienia. Ciągle traciłam szklankę do dwóch krwi dziennie, ciągle były to zaparcia, biegunki i ból, jakby ktoś trzymał moje wnętrzności w imadle. Ale walczyłam, bo co innego mi zostało? Przez te wszystkie lata miałam ponad 12 kolonoskopii, rektoskopii i anoskopii nawet nie liczę, kilka koagulacji argonem śluzówki. I nic nie pomagało.

W końcu przyszedł ten dzień, w którym po tym jak przyjechałam do szpitala z kolejnym bólem i krwawieniem po 12 latach chorowania usłyszałam “Robimy stomię”. Szczerze? Przez wszystkie te lata choroby broniłam się przed tym jak mogłam. Wyobrażałam sobie, że to koniec świata. Że nic gorszego nie może mnie spotkać. W tamtym momencie byłam tak zmęczona tym wszystkim, że przyjęłam to jako fakt. Pamiętam reakcję mojej mamy, która powiedziała lekarzowi, że planuje mnie okaleczyć. Odpowiedział jej, że jak na razie to choroba mnie okalecza.

Następne kilka miesięcy było czasem trudnym. Operację wyznaczono na 26 kwietnia 2018 roku. W międzyczasie w marcu zdawałam egzamin zawodowy, który jest jednym z gorszych doświadczeń w moim życiu – bardzo wyczerpującym psychicznie i fizycznie (oczywiście, zdałam choć wyniki sprawdzałam na telefonie na sali pooperacyjnej). Postanowiłam, że przygotuję się do tego, co ma nastąpić. Poszłam porozmawiać z psychologiem, chciałam się douczyć jak wygląda życie z workiem.

I tu się zdziwiłam – niewiele jest miejsc w polskim internecie, gdzie człowiek przed operacją może się dowiedzieć jak się ze stomią naprawdę żyje. Znalazłam szybko kontakty za granicą, dowiedziałam się wszystkiego co mogłam, włącznie z filmikami, jak się zmienia worek, jak się pielęgnuje stomię i co można z nią robić.

Bardzo mi to pomogło. Po operacji było mi znacznie łatwiej się przystosować, a już w lipcu zaczęłam swoją przygodę z dance fitness i tańcem, w którym się zakochałam i do dnia dzisiejszego ta miłość trwa nieprzerwanie.

Dzisiaj, po prawie dwóch latach jestem zupełnie inną osobą. Zyskałam pewność siebie, pokochałam swoje ciało i swoje blizny. Dzisiaj patrzę na swoje ciało z miłością, a nie obrzydzeniem. Nie wstydzę się pokazać się w bieliźnie (i bez). Od dawna myślałam o tym, żeby w jakiś sposób się zaangażować i pomóc tym, którzy są na początku tej drogi – przerażeni i być może samotni w tej chorobie – teraz mam taką możliwość.

Wierzę, że dobro wraca. Ktoś kiedyś pomógł mnie, teraz moja kolej!

Fundacja STOMAlife

Celem działań fundacji STOMAlife jest walka z wykluczeniem społecznym dotykającym stomików, przełamanie tabu związanego ze stomią oraz edukacja pacjentów i społeczeństwa w zakresie faktów i mitów z nią związanych.

Misją inicjatywy jest zbudowanie powszechnej akceptacji dla stomików tak, aby mogli powrócić do normalnej aktywności zawodowej i społecznej.

Ekipa zdjęciowa, która pracowała przy sesji: 

Ada Zielińska znana ze sławnego zdjęcia pochodu Marszu Niepodległości w 2018 r. oraz zdjęcia tłumu czarnych parasolek w dniu Czarnego Marszu 2016 r.

Paula Jarosz druga stylistka Edyty Górniak, współpracująca z magazynami Gala, Viva

Przemek Smoliński – charakteryzator, współpracuje z telewizjami: Netflix, TVN czy TVP2

Dominika Wronowska charakteryzatorka, współpracuje z telewizjami Polsat i TVN

Maria Jeleniewicz właścicielka firmy Marinelle Make up